To odczucie zwykło się nazywać wewnętrznym przymusem. No więc czuję, że muszę się do czegoś przyznać. Rzecz jasna będzie prawdą, jeśli stwierdzisz, że nic z tego, co mi się wydaje, że muszę – nie muszę, że to z jakiś powodów chcę zrobić. Będzie jednak stosownie, jeśli to zrobię. Będzie dobrze, jeśli się przyznam.
Myśl, by wkroczyć w szeregi wodzirejów długo musiała szukać prawa obywatelstwa w mojej głowie i tym bardziej jeszcze w moim sercu. Prawdę mówiąc, była mi ona obca i w sposób podobny, albo bardziej jeszcze – niemiła. Nie zamierzałem zostać wodzirejem. Mając naturalne predyspozycje przywódcze, dobrze tańcząc i będąc muzykalnym dałem się łatwo poznać kilku moim kolegom wodzirejom. Jeden z nich kilkakrotnie zachęcał mnie, bym dołączył do jego grupy i został wodzirejem. Odczuwałem satysfakcję i swoistą przyjemność z tego, że tych propozycji nie przyjmuję. Nie podobała mi się wizja, że mógłbym być wodzirejem. Uznawałem to za banalne zajęcie. Czułem że jestem zaproszony do rzeczy ważniejszych, bardziej wartościowych. Byłem i chciałem być muzykiem. Byłem muzykiem wykształconym. I przynajmniej z tego względu można o mnie było mówić, że jestem zawodowym muzykiem.
Granie na weselach jawiło mi się jako zajęcie mniej godne uznania, niż granie na ulicy. Na weselach grać nie chciałem. Nie chciałem bardziej niż nie chciałem grać na ulicy. Prawdę mówiąc, przed tym drugim nie miałem aż tak dużych oporów. Kilkakrotnie zdarzyło mi się grać i na starówce i w podziemiach. Wesele jednak wzbudzało we mnie wstyd.
I stało się nagle coś niebywałego. Coś nagle zrozumiałem. Olśniło mnie i pojąłem coś, co było dotąd przede mną zakryte. Najpierw była potrzeba. Potem pojawił się motyw. Potrzebowałem mieć dobry sprzęt nagłośnieniowy. Kupiłem go z myślą, że zarobię na niego na weselach. Waga i piękno wesel dały mi się poznać dosłownie chwilę potem. Byłem niczym ślepiec, który nagle w jednej chwili odzyskuje wzrok. Opadło oślepiające bielmo, a ja pojąłem coś, co było dotąd niedostępne dla mojego serca i rozumu. To przejrzenie na oczy wpłynęło na moje pragnienia, na moje decyzje, na moje działania i motywy, ze względu na które je podejmowałem.
Podjąłem decyzję, że będę grał na weselach. I przestałem z tego powodu odczuwać wstyd. Nie tylko przestałem się wstydzić. Ustępujący wstyd nie pozostawił po sobie pustki. W jego miejsce przyszło głębokie poczucie wagi wydarzeń, w których będę miła możliwość brać udział. To zaś zrodziło dumę i satysfakcję. I tak założyłem zespół weselny i stałem się jego liderem. A stąd już bezpośrednia, bardzo prosta droga do bycia wodzirejem.